Wyruszyli na Alderaan i choć nigdy tam nie dotarli, to ta podróż zmieniła zupełnie ich życie... Zapraszam na moją podróż na Alderaan. Ona także wiedzie przez różne dziwne miejsca we wszechświecie. Wiedzie przez piękne choć czasem dziwne i trudne przyjaźnie, a przede wszystkim uczy odkrywać Prawdziwą Moc w człowieku i świecie. I ciągle doświadcza jak nie ulec ciemnej stronie mocy tego świata.
O co chodzi z tym odpustem zupełnym? Co za różnica: wszyscy święci czy wszyscy zmarli? Po co tyle zniczy na cmentarzu? Co to jest ta cała Oktawa? Czy ja mogę pomóc komuś w zaświatach? Po co modlić się za zmarłych? Co to im daje?
Świętym to nic nie daje - oni są już w niebie i to raczej oni za nas się modlą, niż my za nich. No, ale kto wie, który zmarły jest już w niebie, a który nie??
Istnieje lista świętych uroczyście kanonizowanych przez Kościół. Na tej liście jest kilkanaście tysięcy świętych. Specjaliści od teologii, moralności, psychologii, a nawet psychiatrii przewałkowali ich życiorysy, a gdy wydali pozytywną opinię, papież, który w danym okresie rządził Kościołem, ogłaszał, że można o takim człowieku mówić "święty", czyli, że na 100% jest w niebie.
Ile luda jest w niebie? Ale co z tymi, których życia nikt nie badał, których pamiętniki nigdy się nie znalazły, albo nigdy nie istniały?? Co z tymi, których znali tylko najbliżsi? Czy tylko tych "naście" tysięcy jest w niebie? Czy nie ma tam nikogo więcej?
Na pewno jest tam duuuużo więcej luda. I stąd właśnie Wszystkich Świętych.
Każdy święty ogłoszony oficjalnie przez Kościół ma swój dzień w kalendarzu (np. św. Piotr - 29. czerwca, św. Filip i Jakub - 6. maja, św. Anna - 26. lipca, św. Magdalena - 22 lipca, św. Tomasz - 28. stycznia).
Natomiast wszyscy NIEZNANI ŚWIĘCI mają swoje święto właśnie 1-ego listopada w Uroczystość Wszystkich Świętych.
"Zaduszki" czyli, że jest "za duszno"?
No ale, ale… nie wszyscy zmarli to od razu święci. Niektórzy trochę nabroili w życiu i kto wie, czy od razu do nieba poszli. Być może są w czyśćcu - czyli w miejscu, w którym oczyszczają się ze swoich grzechów popełnionych w życiu.
I dlatego powstało Święto Wszystkich Zmarłych (inaczej Dzień Zaduszny) - 2. listopada. I nie chodzi tu o to, że w ten dzień jest "za duszno", bo raczej jest z reguły "za zimno". Tylko chodzi o to, że w ten dzień modlimy się ZA DUSZE zmarłych, którzy są w czyśćcu.
Co to im daje?
Modlitwa za zmarłych to nasza jedyna pomoc, jaką możemy im dać. Daje im to możliwość "szybszego" wyjścia z czyśćca (o ile można tu mówić o czasie, bo przecież w wieczności czas nie istnieje). I to dlatego idziemy na cmentarze - żeby się pomodlić za zmarłych, a nie, żeby zapalić znicz!
Te znicze, to se można...
Znicz bez modlitwy to tylko pusty gest, za który płaci się parę złotych. Jak czasem widzę na grobie 20 płonących lampek, to sobie myślę: "Ciekawe czy przy zapalaniu tych zniczy, ktoś chociaż przez chwilę się pomodlił?" Bo jak nie, to może sobie te wszystkie lampki w ... torbę wsadzić ;-) zmarłemu one i tak nic nie pomogą.
Pomoże mu tylko modlitwa i... ODPUST.
A odpust to jest taki bajer, że hej!
Odpusty można uzyskiwać na różnych okazjach. Np. jak jest święto patrona naszego kościoła (św. Jan Ewangelista - 27. grudnia) to u nas w kościele jest Odpust i można przyjść i ten odpust uzyskać.
A co to jest tak w ogóle??
W najkrótszym skrócie - jak za kogoś zmarłego ofiarujesz odpust, to kara czyśćca jest mu od razu anulowana i idzie prosto do nieba!
A jak ofiaruję za siebie??
To gdybyś nagle umarł też idziesz do nieba (oczywiście jeśli nie zdążyłeś nagrzeszyć po uzyskaniu odpustu :-) Hmm ale to chyba by było zbyt proste prawda?
No więc jest małe "ALE" - warunki uzyskania odpustu.
1. Stan łaski uświęcającej (czyli, że nie masz grzechu ciężkiego)
2. Postanowienie zerwania z jakimkolwiek grzechem.
3. Przyjęcie Komunii Świętej.
4. Dowolna modlitwa na intencję Ojca Świętego (czyli albo za niego się pomodlić, albo w tych sprawach, w których on się modli)
To są ogólne warunki dla wszystkich odpustów.
A we Wszystkich Świętych i przez całą Oktawę mamy jeszcze 2 dodatkowe:
1. Odwiedzić cmentarz.
2. Pomodlić się za zmarłych.
Oktawa - to 8 dni od danego święta (każde większe święto ma swoją Oktawę – każdy z dni oktawy jest jakby przedłużeniem świętowania)
Tak więc rachunek jest prosty:
8 dni Oktawy:
+ 8 razy na cmentarz pomodlić się
+ nie nagrzeszyć w międzyczasie
+ pomodlić się za Papieża
=
8 ludków idzie z czyśćca do nieba
Fajnie nie?
Czy mogę pomóc komuś w zaświatach? Jasne, że tak!I to jak!!!
pożyczone z blogu: Chwil kilka z życia Księdza x. Tomeka SAC
O historii tego dnia pisałam już 2
lata temu (tutaj), a dziś uśmiecham się do Was szeroko i polecam "Uśmiech
dla szefa" - artykulik, który jakiś czas temu znalazłam na
stronie Deon.pl
Nie przeczytasz - stracisz.
Przeczytasz - nic nie zyskasz.
Póki nie uchylisz swoich drzwi.
Przy okazji Świąt Zmartwychwstania
chciałbym wspomnieć o jednej ważnej postawie, której obecność w
życiu rodzinnym i towarzyskim sprawia, że żyje nam się lepiej.
Chodzi o uśmiech. Gdy dziecko rysuje mamę lub tatę, najczęściej
przedstawia ich z uśmiechem na twarzy. Gdy ustawiamy się do
rodzinnego zdjęcia, to również nie zapominamy o uśmiechu. Jednak
w naszej codzienności, często tej pogodnej, uśmiechniętej twarzy
brakuje. Szczególnie brakuje jej w wielu miejscach pracy, gdzie
powaga wygląda zza każdych drzwi, a nieśmiałe uśmiechy pojawiają
się dopiero w piątek po południu.
Wytchnienie i radość nie zawsze
jednak przychodzi wraz z początkiem weekendu. Gdy wrócimy do domu
niekoniecznie jest nam do śmiechu. Nawet łzy są w życiu ważne i
potrzebne. Wlewają w naszą duszę coś istotnego i niektóre sprawy
docierają do nas dopiero, gdy zobaczymy je przez zapłakane oczy.
Ale to uśmiech podtrzymuje nas przy życiu i przy nadziei, że świat
nie jest taki zły. Ktoś, kto się szczerze uśmiecha, potrafi
marzyć, odważnie planować, obdarowywać innych sobą nie bacząc
na trud. Ci, którym wydaje się, że wszystko od nich zależy,
rzadko się uśmiechają. Zestresowani zatrzaskują za sobą drzwi.
Podobnie osoby, które chowają w sercu urazy lub są nastawione na
branie, przepychanie się, dokładanie przeciwnikowi… Na ich ustach
pojawia się jedynie uśmiech prześmiewczy, złośliwy.
W jeden z bardzo stresujących dla mnie
dni, gdy wszystkiego miałem już dosyć i chętnie bym komuś
dołożył, oświadczyłem współpracownikom, że nie ma mnie dla
nikogo i zamknąłem się w swoim gabinecie. Po chwili refleksji
zrozumiałem, że nie tędy droga. Choć zniknął uśmiech z mojej
twarzy, nie należy się poddawać. Wziąłem kartkę papieru i
napisałem na niej grubym flamastrem: "jeśli chcesz uśmiechnąć
się do mnie, to możesz wejść". Otworzyłem ponownie drzwi,
przytwierdziłem do nich kartkę, głośno je zamknąłem i usiadłem
znowu za biurkiem. Minęła dosłownie chwila, gdy drzwi się
uchyliły i pojawiła się w nich uchachana buzia mojej koleżanki.
Po kilku minutach kolejne promyki radości wdzierały się do
gabinetu. Nawet listonoszka, wbiegając na piętro, zatrzymała się
i zajrzała do mnie szczerząc radośnie zęby.
Wszystkim gburom, którzy doczytają do
końca ten tekst, życzę jak najwięcej uśmiechniętych ludzi w
uchylonych drzwiach. Ja swoje otworzyłem już na oścież.
Emmanuel został znaleziony w pudełku po butach w bagdadzkim parku przez siostry Matki Teresy z Kalkuty, jego brat Ahmed został podrzucony pod drzwi sierocinca Misjonarek Miłości. Chłopcy urodzili się ze zdeformowanymi kończynami (skutki użycia broni chemicznej w Iraku). Tam znalazła ich Moira Kelly pracująca w “Miracle Smiles”-programie, który dzieciom z trzeciego świata w oferuje niezbędne dla życia operacje chirurgiczne w Australii. Moira także adoptowała braci, a oni dziś odpłacają jej swoją miłością za jej wielkie serce. Ahmed (19) właśnie startuje na Igrzyskach Paraolimpijskiech w Londynie w pływaniu, a młodszy Emmanuel (17) tak wyśpiewał swoją wdzięczność kilka miesięcy temu w X Factor
Chyba się za gorąco zrobiło wokół scjentologów, a że "nie mają" oni żadnego wpływu na nic, więc ktoś przez przypadek szybciutko skasował na youtube film: "Scjentologia. Prawda o kłamstwie" i koniec. Powiedziałabym szkoda, bo ciekawie wyjaśniał między innymi czym jest Sea Org. do której scjentolog Tom Cruise postanowił wysłać swoją córeczkę Suri.
Ale dla tych, którzy szukają szczęścia i wpisują w google scjentologia oraz tych, którzy zastanawiają się dlaczego Katie Holmes szybko podjęła decyzję o rozwodzie i teraz "nie musi" się niczego obawiać polecam film: Sposób Na Niewolników (czyli Scjentologia. Prawda o kłamstwie!)
Finał Wimbledonu to wielki sukces Agnieszki Radwańskiej jednak nie czyni jej to 1 rakietą Polski w historii tennisa. Kto więc ciągle dzierży palmę pierwszeństwa?
Właśnie ta dama polskich i światowych kortów:
Jadwiga Jędrzejowska
Urodzona podobnie jak Agnieszka w Krakowie tylko w 1912 roku.
W latach 1927- 1966 zdobyła 65 tytułów mistrzyni kraju (w singlu, deblu i mikście).
Sławę zdobyła jednak przede wszystkim na kortach światowych.
Osiągnęła w 1937 finał Wimbledonu, co było największym sukcesem w historii polskiego tenisa aż do 2012 roku, kiedy to Agnieszka Radwańska również zakwalifikowała się do finału. W finale prowadziła z Brytyjką Dorothy Round 4:2 i 30:15 w decydującym secie, by ostatecznie przegrać 2:6, 6:2, 5:7. Polka była również w finale mistrzostw USA we wrześniu 1937, w którym uległa Anicie Lizanie z Chile 4:6, 2:6. Trzeci finał wielkoszlemowy w singlu osiągnęła w 1939 na kortach im. Rolanda Garrosa, przegrywając z Francuzką Simone Mathieu 3:6, 6:8.
Jedyny tytuł wielkoszlemowy zdobyła w 1939 na mistrzostwach Francji. Wygrała debla w parze z Mathieu, tą samą, której uległa w finale gry pojedynczej. Jedyny raz w okresie powojennym Jadwiga Jędrzejowska była w finale turnieju wielkoszlemowego w 1947 - również na mistrzostwach Francji, ale tym razem w grze mieszanej; w parze z Rumunem Cristeą Caralulisem. W grze pojedynczej wygrywała m.in. mistrzostwa Londynu, międzynarodowe mistrzostwa Węgier, Austrii, Irlandii Północnej, Walii. Wygrała również prestiżowe międzynarodowe mistrzostwa Włoch w Rzymie w grze mieszanej, występując w parze ze słynnym australijskiem tenisistą i trenerem Harry Hopmanem (tak, tak mamy teraz w Au Hopman Cup). Była m.in. partnerką mikstową króla Szwecji Gustawa V; w czasie wojny król upominał się u władz niemieckich o umożliwienie jej wyjazdu z okupowanej Polski, z czego nie skorzystała, odrzuciła także propozycję gry w Niemczech, stwierdzając, że zakończyła już karierę sportową. W rzeczywistości kontynuowała jednak występy po 1945, sukcesy odnosząc jednak już głównie na kortach krajowych.
Na kortach wyróżniała się także uśmiechem; w prasie amerykańskiej napisano "Musiała dopiero przyjechać mała Polka, żeby pokazać naszym tenisistkom, iż można przegrywać z uśmiechem".
Tak wspaniałej kariery życzę Agnieszce Radwańskiej i oczywiście także takiego uśmiechu we wszystkich meczech.
Ps. Lecę trzymać kciuki za Agnieszkę w dzisiejszym finale!!!
Tak !!! Właśnie wczoraj Uroczystością Zesłania Ducha Św. rozpoczęliśmy w Australii "Year of Grace", czyli "Rok Łaski".
Światowe Dni Młodzieży w Sydney choć wyglądało, że od strony daru jaki kościół australijski w nich dostał, zostały zmarnowane, to okazało się że jednak nie! Ale to właśnie jest DUCH ŚWIĘTY!!! Oczywiście nigdy nie można przykładać polskiej miary do tego co dzieje się w Australii - tu Kościół jest naprawdę zupełnie inny - ale w ośrodkach wielkomiejskich sporo młodych ludzi zaczęło szukać czegoś duchowego i wielu z nich nagle pojawiło się w kościele. Jeszcze raczkują, jeszcze nie są pewni czego szukają w życiu, wielu nie zna Boga, ale ciągnie ich cisza, modlitwa, adoracja to dotknięcie zagubionego gdzieś Misterium.
Można zapytać: dlaczego dopiero teraz przecież ŚDM w Sydney były w 2008? I tu chyba znów zadziałał Duch Święty! Od kilku miesięcy trwa prawdziwy przewrót w australijskim episkopacie. Posypały się nominacje na ordynariuszy diecezji, a Watykan postawił na młodych biskupów, którzy ukończyli studia w Rzymie i to za naszego Jana Pawła II - co nie jest bez znaczenia, bo dzięki temu jako młodzi kapłani mogli zobaczyć Kościół ludzi młodych, Kościół wszystkich narodów i Kościół modlący się.
I chyba dlatego postanowiono, jeszcze przed papieskim Rokiem Wiary, rozpocząć "wieczernik łaski" w Australii, oficjalnie "rozpocząć na nowo od Chrystusa" - co ma oznaczać, że nie chodzi by znać Jego postać, ale wejść w więź z Chrystusem. (to ostatnie zdanie jest parafrazą słów bp. ParramattyAnthony Fisher'aOP - mojego ulubieńca wśród nowych biskupów ;-))
Oczywiście patronem Roku Łaski jest sam Jezus Chrystus.
A ponieważ rozpoczynamy swoją wędrówkę w głąb z Nim od nowa, więc towarzyszyć w niej będzie w najstarszej znanej nam ikonie "Pantokratora" z klasztoru św. Katarzyny na górze Synaj, z VI/VII w.
Ps. W Hobart ciągle czekamy na nominację nowego arcybiskupa, więc moglibyście też "porzykać" coś do Ducha Świętego za nos!!!
W 1914 roku władze Imperium
Osmańskiego podjęły tragiczną decyzję przystąpienia do I wojny
światowej po stronie sojuszu państw centralnych, u boku Cesarstwa
Niemieckiego, Monarchii Austro-Węgierskiej oraz Carstwa Bułgarii.
Na początku 1015 r. sojusz Wielkiej Brytanii, Francji
i Rosji, czyli Ententa, szukał sposobu przełamania impasu na
Froncie Zachodnim, a jednocześnie sposobu na ulżenie Rosji, która
ponosiła znaczne straty na Froncie Wschodnim. Wtedy to Pierwszy Lord
Admiralicji, niejaki Winston Churchill, przedstawił bardzo odważny
plan inwazji morskiej na Dardanele....
Jeżeli siłom Ententy udałoby się
przedrzeć przez tą cieśninę i położony wzdłuż niej półwysep
Gallipoli, nic nie powstrzymałoby ich przed zajęciem Stambułu, a
to równałoby się ostatecznej klęsce Imperium Osmańskiego.
Winston Churchill był przekonany, że Cieśnina Dardanelska jest
kluczem do zwycięstwa, ale ta śmiała wizja legła w gruzach w
trakcie zaledwie jednego dnia. Plan pokonania Turcji w ciągu dwóch
tygodni był bardzo arogancki i lekkomyślny...
W lutym 1915 roku na wodach Morza
Egejskiego tuż przy półwyspie Gallipoli pojawiło się 18 okrętów
wojennych, pod banderami brytyjskimi, francuskimi i rosyjskimi.
Jednak próba przedarcia się tych okrętów przez cieśninę
zakończyła się niepowodzeniem: na półwyspie rozmieszczone były
bowiem forty z działami dalekiego zasięgu, pilnie strzegące
przesmyku. Dodatkowym utrudnieniem były miny morskie oraz
umieszczone w wodach cieśniny metalowe sieci. Alianci wycofali się
po utracie trzech okrętów i podjęli decyzję o podjęciu kampanii
lądowej.
Początek kampanii lądowej nastąpił
właśnie 25 kwietnia 1915 roku. Oddziały francuskie zaatakowały
tereny po stronie azjatyckiej w okolicach Kumkale, a Brytyjczycy
wylądowali na półwyspie Gallipoli. Ten manewr miał na celu
oskrzydlenie cieśniny Dardanele. Dodatkowe siły alianckie, złożone
z żołnierzy pochodzących z Australii i Nowej Zelandii (wspólnie
określanych jako ANZAC) miały wylądować na półwyspie w
okolicach Gabatepe. Niespodziewanie, z powodu silnego prądu
morskiego, znalazły się 2 km dalej, w płytkiej zatoce, która nosi
dziś nazwę "Anzac Cove" (zatoka Anzac). Takiego obrotu
wydarzeń nikt się nie spodziewał. Ekstremalne warunki naturalne
sprawiły, że Turcy uznali, iż obrona tego rejonu nie jest
konieczna, gdyż ataku nie podjąłby się żaden rozsądny dowódca.
Tego dnia dywizja turecka pod
dowództwem Mustafy Kemala od samego rana odbywała manewry w tych
okolicach. Nagle przed dowódcą zjawili się podekscytowani
zwiadowcy, krzycząc coś o nadciągających Australijczykach.
Mustafa Kemal podjął błyskawiczną decyzję przekształcenia
ćwiczenia wojskowego w regularną walkę zbrojną. Przekraczając
swoje uprawnienia na własną odpowiedzialność rozkazał swojemu
najlepszemu regimentowi zająć strategiczne pozycje na grzbiecie
Koja Chemen. Moment wahania sił ANZAC na widok tureckich oddziałów
pozwolił całemu osmańskiemu 57 regimentowi na dotarcie na miejsce
bitwy. Podczas walki padły słynne słowa Kemala "Nie rozkazuję
wam atakować, rozkazuję wam umrzeć". Tak się też stało:
podczas walki zginął prawie cały 57. regiment, alianci zostali
zatrzymani, jednak dzielne wojska australijsko-nowozelandzkie
utrzymały zdobyty przyczółek.
18 maja doszło do kolejnego wielkiego
starcia. Tym razem od ofensywy przystąpiły oddziały tureckie. Atak
42 tys. Turków na 10 tys. Australijczyków i Nowozelandczyków
zakończył się jednak ogromną masakrą wojsk tureckich.
W sierpniu 1915 r. Brytyjczycy
zaplanowali kolejną ofensywę na półwyspie Gallipoli. Gdy na
głównym odcinku frontu trwała ofensywa australijska, wojska
brytyjskie zaatakowały zatokę Suvla. Tamtejsze ukształtowanie
terenu było tak nieprzyjazne, że liczono na niezbędny element
zaskoczenia. Ich śmiały plan znowu pokrzyżował Mustafa Kemal.
Dowiedziawszy się o ruchach wojsk brytyjskich podjął ryzykowną
decyzję przerzucenia w rejon zatoki Suvla dwóch kompanii.
Po 3 dniach walk pozycje brytyjskie
zdobyli Turcy.
Nie był to jeszcze koniec kampanii o
cieśninę Dardanele. Trwała ona do lutego 1916 roku. Straciła w
niej życie ogromna rzesza ludzi - łącznie straty obu stron
wyniosły 131.000 zabitych i 262.000 rannych. Wśród obywateli
Wielkiej Brytanii śmierć poniosło 8,5 tysiąca Australijczyków
oraz 2,7 tysiąca Nowozelandczyków.
I jak na ironię, sprawnie i prawie bez
strat przeprowadzona ewakuacja wojsk brytyjskich była największym
sukcesem aliantów w całej kampanii dardanelskiej, lub jak wolą
Aussie -Gallipoli, a kampania na Półwyspie Gallipoli, mino iż
pochłonęła po 80 tyś. ofiar po stronie tureckiej, zakończyła
się spektakularnym sukcesem Turków.
Nieudana kampania zniszczyła
polityczną karierę Churchilla. Zmuszono go do odejścia z
Admiralicji, a klęska w Dardanelach i na Półwyspie Gallipoli przez
długie lata kładła się cieniem na jego karierze.
A na zakończanie jaszcze prosto z
Wikipedii: “Kampania na Gallipoli stanowi jeden z przełomowych
momentów w dziejach Australii i Nowej Zelandii. Do tej pory oba te
kraje uważały się za wiernych poddanych Brytanii i wierzyły w
brytyjską wyższość. Wydarzenia na Gallipoli zachwiały tymi
przekonaniami, a trzy lata na froncie zachodnim zniszczyły je
całkowicie. Na Gallipoli narodziła się także legenda "Anzacs",
braterstwa broni pomiędzy Australią i Nową Zelandią. Australijscy
i nowozelandzcy żołnierze, popularnie zwani "diggers",
przekonali się, że wcale nie są gorsi od swoich brytyjskich
kolegów, a pod wieloma względami nawet ich przewyższają.
Gallipoli to definiujący moment w historii Australii, moment, w
którym obudziła się świadomość Australijczyków jako odrębnego
narodu.
W 1934 roku Mustafa
Kemal, który zmienił nazwisko na Kemal Atatürk, będący już
wtedy prezydentem nowej Republiki Tureckiej, napisał następujące
słowa o poległych żołnierzach ANZAC:
"Bohaterowie, którzy przelaliście
własną krew i straciliście życie... Leżycie teraz w ziemi
przyjaznego wam kraju. Spoczywajcie w pokoju. Nie ma różnicy
pomiędzy "Johnymi", a "Mehmetami" teraz, kiedy
leżą przy sobie w naszym kraju… Matki, które wysłałyście
synów z dalekich krajów, obetrzyjcie łzy, wasi synowie leżą
przytuleni do naszej piersi i spoczywają w pokoju. Po tym jak
stracili życie na naszej ziemi stali się także naszymi synami".
To chyba najdłuższa na świecie nazwa internetowej strony.
Może musi być najdłuższa, bo syndrom poaborcyjny, któremu jast poświęcona, a raczej jego skutki to chyba najdłużej trwająca trauma. Trauma, która dotyka wszystkich członków rodziny, ciągnie się przez pokolenia, a jej skutki ranią całe społeczeństwa.
Choć konkretna pomoc Programu Rachel oferowana jest w USA, to strona jest przeznaczona dla każdego przeciętnego Polaka i można znaleść tu konkretne informacje o chorobie i jak się z niej leczyć, linki stron, artykuły, pomoc duchową i wreszcie konkretny kontakt po polsku. Gdzie??? W Chicago!!!
Ale czasem lepiej sobie pogadać z kimś daleko... bardzo daleko... Bo tu nie chodzi o odlełość, tylko o odwagę.
Jezus – Bóg i człowiek. Jedna Osoba – dwie natury. To wszystko wiemy, ale po prostu nie rozumiemy, przecież znamy tylko ten nasz wymiar świata, ludzki. Są owszem chwile kiedy dotykamy tego Innego, chwile wyjątkowe, chwile których pragniemy, ale których w naszym życiu jak na lekarstwo.
Dlaczego to piszę...
Zastanowiła mnie dzisiejsza Ewangelia, jeden z tych najbardziej znanych obrazów: już po zmartwychwstaniu Mistrza, uczniowie idą łowić ryby, wracają nad ranem z niczym, a Człowiek na brzegu mówi im, by jeszcze raz zarzucili sieć tu przy brzegu, od tak zwyczajnie po prawej stronie. I wiemy co będzie dalej...
Mnie zaś uderzyło to, że Jezus przychodził do uczniów w ich (naszym) ludzkim wymiarze. Wymiarze codzienności: zwyczajnych posiłków, codziennych obowiązków, towarzyskich spotkań, rozmów. Tylko w tym ludzkim wymiarze rozpoznawali w Nim Boga. Gdy zaprasza wybranych by weszli w wymiar tego Innego – Bożego, nad-przyrodzonego świata, oni ciągle tkwią tu na ziemi ( chcą stawiać namioty na górze Przemienienia, śpią w ogrodzie oliwnym...). Bardzo powoli i opornie uczniowie zaczynają uczyć się żyć w Bożej obecności, ale dzięki Chrystusowi także Bóg uczy się naszego, ludzkiego, wymiaru. I kiedy już Zmartwychwstał i wszystko było wiadomo, to Bóg rezygnuje ze swojej Wszechmocy i daje się uczniom już zwyczajnie, wręcz najzwyczajniej. To dotyk niedowiarka Tomasza, rozmowy w drodze do Emaus, wspólne spotkania przy codziennym posiłku, to pomoc i radość z owoców pracy, to te spotkania nauczą uczniów poznawać Boga.
Nie tylko nauczą poznawać, ale być Jego świadkami, świadkami tego Innego wymiaru. Prawdziwymi świadkami dla nas ludzi kolejnych pokoleń, ciągle tylko chodzących po ziemi...
środa, 4 kwietnia 2012
Niech święta Zmartwychwstania Pańskiego
pomogą odkryć na nowo najgłębszy sens naszego życia
Audio Multimedia Dominikanie - Kazanie o. Adama Szustaka OP na rozpoczęcie rekolekcji akademickich "Ewangelia dla potłuczonych", wygłoszona 4.03.2012 w Bazylice O.O. Dominikanów w Krakowie. Polecam oczywiście całość!
W 1972 r. profesor psychologii Walter Mischel przeprowadził na Uniwersytecie Stanford w Kalifornii tzw.: "Stanford marshmallow experiment" lub "marshmallow test". Polegał on na podaniu 4 letniemu dziecku 1 marshmallow i obietnicy, że jeśli wytrzyma i nie zje go w ciągu 20 minut to dostanie jeszcze jedno.
Najciekawsze jest nie to ile dzieciaków zjadło, a ile wytrzymało, ale że późniejsze badania nad tą grupą dzieci wykazały, że te którym udało się wytrzymać do końca osiągały potem zdecydowanie lepsze wyniki w nauce, były bardziej odpowiedzialne, dobrze dostosowywały się do sutuacji życiowych, a jako dorośli osiągnęli sukces. Ostatnie badanie tej grupy przeprowadzono w 2011 r. i okazało się, że wszystkie te zalety ciągle charakteryzują grupę wytrwałych.
A teraz z naszej półki - nie psychologicznej, a katolickiej - jutro zaczynamy Wielki Post i to mocnym akcentem Popielec, czyli post ścisły. Ciekawe jak my wypadniemy w tym teście?
Choć religia w Australii jest twoją prywatną sprawą i oficjalnie nikt swoich przekonań religijnych lub antyreligijnych nie demonstruje to jednak mała wojna religijno-antyreligijna stale istnieje.
Najlepszym, bo publicznie demonstrującym poglądy a jednoczenie chroniącym tożsamość ich posiadacza, polem walki jest … samochód, a zwłaszcza jego tył!!! Tak przednią szybę raczej traktujemy jako miejsce na amulet mający zapewnić nam szczęśliwą jazdę (oczywiście często jest to np. Różaniec na lusterku) Za to z tyłu tyle wolnego miejsca i jak tu nie wykorzystać darmowej przestrzeni reklamowej. Więc wojna na symbole i hasła trwa.
Trochę przykładów?
Proszę: zrobione na skrzyżowaniu w Melbourne przez s. Anię - rybka z nogami (symbol ewolucjonistów) i "EVOLVE" (ewoluować) oraz "Darwin" żeby już nie było wątpliwiści.
Nasi oczywiście też kleją ryby, ale ten jest piśmienny ;-) "Nie daj się oszukać tym samochodem. Mój skarb jest w niebie"
a to z net'u, ale mój faworyt: "Prawdziwi faceci kochają Jezusa" i na bicepsie "ja wierzę"
Postanowiłyśmy trochę pozwiedzać, a w zasadzie to zdanie powinno brzmieć: namówiłam s. Anię na małe zwiedzanie dzikiej Tasmanii. Jak brzmi tak brzmi, ale naszym udziałem padły dwa półwyspy: cape Raoul i cape Huay (dobrze, że nie muszę wymawiać tej nazwy ;-))
Trochę potu i zmęczenia, ale widoki super - na 95% bo lekka mgiełka psuła dalszą perspektywę. Cape Raoul został zdobyty w Sylwestra 31.12 i został moim faworytem - co za klif! Cape Huay to na razie najfajniejsza trasa, klif i widoki według "tasmańskiego rankingu" s. Ani.
Jak będziecie na Tasmanii zdecydowanie polecamy, a na zachetę trochę zdjęć z wypadów.
Witam w Nowym Roku!!! Niech będzie to dla nas wszystkich dobry rok, niech będzie rokiem pokoju, niech stawia na naszej drodze dobrych ludzi, niech nas uczyni lepszymi!